Moja opowieść wigilijna

Moja opowieść wigilijna

Magiczny czas

Patrzę na rozświetloną choinkę. Jest rozłożysta, gęsta, świeci złotawym światłem. Nie grzeje, a w domu jest cieplej. Nie domaga się uwagi, a jest w jej centrum. Nie woła, a wszyscy się koło niej zbierają. Uwielbiam ten czas.

Wczoraj obejrzeliśmy sobie Opowieść Wigilijną. I dzisiaj przeniosłam się w czasie razem z duchem świąt minionych. Pamiętasz swoje święta, kiedy miałaś 5-10-15 lat? Ja pamiętam. I to najlepiej te najodleglejsze w czasie. Pamiętam karpie w wannie. Budziły mój zachwyt, ciekawość i litość. Dolewałam im wody. Dotykałam śliską skórę. Patrzyłam na ich otwierające się pyszczki, na próżno wyczekując, że w końcu coś usłyszę. I bałam się trochę, że coś usłyszę, bo mogłoby to być „proszę Cię, wypuść mnie”, a przecież ja nie wiedziałabym co zrobić. Zajmowały tę wannę przez 2 dni i nie było się wtedy jak kąpać. Potem znikały gdzieś, a ja nie wiedziałam gdzie, dopóki nie miałam parę lat więcej.

Niezapomniane chwile

Pamiętam tę radość, kiedy wychodziliśmy na Wigilię. Bo szliśmy do babci kilka domów dalej. Radość wcale nie była na tę wspólną kolację. No to też, ale radość była głównie na myśl o powrocie do domu po kolacji. Bo wtedy w domu pod choinką czekały prezenty. To chyba wtedy nauczyłam się szybko jeść. Siostra raz prawie się udławiła ością z tego pośpiechu i zamiast pod choinką skończyłoby się na pogotowiu. No więc jadło się szybko, bo raz, że prezenty, a dwa, że zupa grzybowa, karp, grzyby smażone… to nie były moje ulubione dania. Wtedy. Do potraw wigilijnych trzeba dojrzeć. Jak do wielu rzeczy w życiu.

Pamiętasz swoje prezenty?

Ja pamiętam dwa. Lalkę, która „sama” chodziła i jej łóżko. Lalka była prosto ze Smyka z Warszawy. Była prawie tak wysoka jak ja. Platynowa blondynka. Bardzo plastikowa. Brałam ją za rękę i chciałam, żeby szła. Ale ona tak sama nie chodziła. Trzeba było trochę udawać i ją popychać. A łóżko tej lalki było drewniane. Wcale nie ze sklepu. Mój tata zrobił je sam ze sklejki. Ileż pokoleń lalek wyleżało się na tym łóżku! Rodzice stali w drzwiach i patrzyli, jak rozpakowujemy prezenty i się cieszymy. I to przez lata był ich prezent. Cieszenie się z naszej radości. Wtedy było mi ich żal, że Mikołaj do nich nie przyszedł.

Odkąd mam swoje dzieci najbardziej czekam na ten moment, żeby zobaczyć radość na ich twarzy. Dawanie jest dużo przyjemniejsze niż branie. Do tego też trzeba było dojrzeć. Duch tegorocznych świąt mnie przeraża. To będą pierwsze święta bez Taty. Boję się tych emocji, chociaż wiem, że je przeżyję. Przeżyję je z wielką wdzięcznością za te wszystkie wspomnienia, które są, a przecież mogło ich nie być, gdyby nie On. Dojrzewam by czuć wdzięczność bardziej niż smutek i złość.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, niech Wam się zapiszą pięknymi wspomnieniami.

I wszystkiego, czego sobie życzycie tak z głębi serca na Nowy Rok.

Sylwia

Ps. a jeśli najlepszym prezentem dla Ciebie jest przeżycie czegoś — zapraszam na Ambasadorkę Talentów. Jeszcze tylko kilka dni zapisów.