Czy kobieta przechodzi kryzys wieku średniego?

Czy kobieta przechodzi kryzys wieku średniego?

Czy kobieta przechodzi w życiu kryzys wieku średniego?

I to nie jeden!

W psychologii to się chyba nazywa przejściami. Dorosły człowiek przechodzi fazy rozwojowe niczym młodziak. Oczywiście inaczej się one objawiają i czego innego dotyczą. Z dowodem osobistym w ręku wchodzimy w fazę WCZESNEJ DOROSŁOŚCI, poszukując autonomii i intymności. Jakieś 15-20 lat później zaczynamy ŚREDNIĄ DOROSŁOŚĆ, eksplodującą bogactwem zainteresowań, zajęć, kontaktów, relacji. I jeszcze kilkanaście lat później wkraczamy w PÓŹNĄ DOROSŁOŚĆ, powoli akceptując rzeczy takim, jakie są.

A między tymi okresami następują PRZEJŚCIA. Niczym między porami roku, pomyślałam. Nim przyjdzie wiosna, jest PRZEDWIOŚNIE. Nim przyjdzie lato, jest PRZEDLECIE. POLECIE poprzedza jesień, a PRZEDZIMIE zimę. Mało kto dziś pamięta o tych przejściowych porach roku prawda?
Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam o tych PRZEJŚCIACH, które psycholodzy opisali już dawno. Nie myślałabym o sobie, że jestem nienormalna, kiedy ich doświadczałam. I szkoda, że zapomniałam o przejściowych porach roku. Może gdybym pamiętała i uważniej je przeżywała, umiałabym bez walki ze sobą, płynnie przejść swoje stany przejściowe i kryzysy? Bo po to są te przejścia i po to są te przejściowe pory roku. Żeby pożegnać stare, zaakceptować to, co jest i przygotować się na nowe. Czy nie tak?

Pierwszy kryzys i przejście był jak kilkudniowy ulewny deszcz. To jeszcze nie była zmiana pory roku. Dopadł mnie po urodzeniu pierwszej córki. Miałam 26 lat (wówczas to nie wydawało się wcześnie), dom i pracę, w której nie okazałam się niezastąpiona.

Jak to tak? W ciągu paru miesięcy spadłam z piedestału najważniejszej kobiety w domu i przodownicy pracy w pracy. Trzeba było się jakoś z tego pozbierać i odbudować. Wróciłam do pracy. Chęć spędzania czasu z córką okazała się motorem dla rozwoju mojej efektywności. Nagle odkryłam, czym są priorytety i jakie plusy niesie delegowanie.

Stałam się menadżerką pełną gębą!

Szło mi to tak dobrze, że po roku szef zaproponował mi objęcie drugiego stanowiska. Byłam jednocześnie szefową HR i Jakości (wprawiając tym w zdumienie wszystkich headhunterów). A mnie było wtedy naprawdę dobrze. Takiej mocnej energii płynącej z pracy doświadczyłam tylko kilka razy w życiu.

Drugi kryzys dopadł mnie tuż przed 30-ymi urodzinami. To wielka sprawa taka 30-ka. Granica dojrzałości. Tylko kto ją tu ustawił? Nie wiem. Pewnie jakiś nastolatek. Wcale mi nie było dobrze. Ani nie czułam się młoda, ani stara, ale słyszałam cykanie zegara w swojej głowie. Miałam poczucie, że W TYM WIEKU powinnam być mądrzejsza. Dziś śmieję się z siebie, kiedy sobie przypomnę, jak z młodszą od siebie przyjaciółką prowadziłyśmy filozoficzne dysputy o życiu, przesiadując na kanapie i sącząc kawę za kawą. Dwie zblazowane życiem prawie 30-latki! 🙂

Dzisiaj już wiem, że doświadczałam wtedy stanu przejściowego. Najbardziej podobnego do PRZEDWIOŚNIA. Było jednocześnie męczące i radosne. Jak napięcie oczekiwania na coś, co musi się wydarzyć. Coś dużego. Skłaniało mnie do podsumowań – życie rodzinne (dziecko, mąż), życie zawodowe (2x menadżer), życie w ogóle (dom, przyjaciele, czas wolny), a uśredniony poziom satysfakcji z tego wszystkiego 3+. Zawsze byłam prymuską, więc trzeba było coś zmienić, żeby było lepiej.

Nowa praca, kontrakt za granicą, nowe miasto, rozwód, żal.

WIOSNY długo nie było widać. A może już była, tylko jakaś sroga? Nie chciała przyjść, dopóki sama jej nie pomogłam. Kiedy w końcu pozwoliłam sobie na refleksję, na marzenia, fantazje i pożegnanie przeszłości na warsztatach u Beti Markowskiej w Solaris, przyszła.
Dopiero wtedy. Mimo tego, że kalendarz głosił, że to styczeń, to do mnie przyszła WIOSNA: nowa miłość, nowy dom, nowe życie. Kwitłam. Ten stan trwał jakieś 10 lat. Ale, że

 

kryzys wieku średniego

„Nic nie może przecież wiecznie trwać”

minął.

Bo wiosna też przemija. Moja zapowiadała swój kres kolejnym kryzysem stanu przejściowego.
Wchodziłam w PRZEDLECIE.

Wbrew oczekiwaniom ten około-czterdziestkowy kryzys był mniej bolesny niż poprzedni. Trwał jednak dłużej niż poprzednie. Jakieś 3 lata. Miałam wszystko, czego zawsze pragnęłam, więc o co chodziło?

Chodziło o to, żeby być w pełni sobą. Musiałam się sprawdzić. Musiałam sprawdzić swoje marzenia. Musiałam zdjąć przyrośniętą niczym skóra tożsamość zawodową i pozwolić się odrodzić mojej własnej. Odrodzenia szukałam w pracy z ciałem i sztuką u Ady Stolarczyk (Wysokie Wibracje). Odeszłam z etatu i zaczęłam działać na swoim.

Czuję, że to moje LATO.

Jeszcze niepełne. Takie, w którym „czasem słońce, czasem deszcz”, ale to jednak jest lato.
I tak sobie pożyję do kolejnego przejścia. Chyba trochę zwolnię, bo chciałabym, aby POLECIE przyszło najwcześniej za 15 lat. A JESIEŃ koło 70-ki. Potem jeszcze czeka mnie PRZEDZIMIE. I na koniec ZIMA. Ale to koło 100-ki chyba i mam szczerą nadzieję, że nie musi to być „nasza zima zła”?

P.S. Do napisania tego zainspirowała mnie moja przyjaciółka i babie lato. Ona też doświadcza przejścia. Czuje się zagubiona, zmęczona, przytłoczona, NIENORMALNA. Trochę na chybił trafił szuka rozwiązania, gubiąc się jeszcze bardziej. Ale przecież rozwiązanie nie przyjdzie z zewnątrz. Ono jest w środku. Trzeba sobie tylko pozwolić na chwilę dla siebie. Na refleksję. Zanurzyć się w sobie i przeżyć wszystkie uczucia do końca. Trzeba sobie pozwolić na słabość i znaleźć kogoś lub coś, co pozwoli ją zrozumieć i przekuć w siłę. Bo kolejna pora roku przyjdzie, czy tego chcemy, czy nie. Bo anomalie pogodowe się zdarzają, czy tego chcemy, czy nie.

I babie lato też już jest. I dobrze.